Dlaczego Pokolenie Y zarządza szefem

Marcjanna Góralczyk-Przychocka

Na jednym z forów Goldenline przeczytałam:

Młodzi ludzie bardzo często przychodząc do pracy chcą "rządzić "swoimi szefami, pozwalają sobie na bardzo wiele.

Nie muszę chyba mowić, że ten wpis wydał mi się arcyciekawy. Zaczęłam zaglądać tu i tam, żeby dowiedzieć się co nieco o tym, jak młodzi rządzą swoimi szefami. Oto, czego się dowiedziałam.

POKOLENIE Y

To młodzi ludzie wychowani w kontakcie z najnowocześniejszymi technologiami, nie znają świata, w którym nie ma Internetu, e-maili i telefonow komórkowych. Niektórzy z trudem posługują się pismem ręcznym (z łatwością natomiast poruszają się po klawiaturze komputera i telefonu) i chętniej załatwiają wszystkie sprawy przez Internecie lub e-mailem niż w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. Każdy problem są gotowi konsultować z kolegami w sieci – i to na całym świecie - tam też szukają odpowiedzi na większość pytań. Nie umieją korzystać z bibliotek. Brakuje im cierpliwości i świat w ich oczach porusza się zbyt wolno. Są nieodpowiedzialni (często wychuchani przez rodziców i wyręczani w podstawowych obowiązkach, dlatego nie pragną się wyprowadzić i żyć na własną odpowiedzialność).

Paradoks „rządzenia szefem” może być zwykłym nieporozumieniem pokoleniowym. Może polegać na tym, że to, co dla młodego zdolnego jest jego niezbywalnym prawem, w oczach szefa jest już przywilejem. Jego droga życiowa zwykle była o wiele trudniejsza, ma za sobą tysiące przepracowanych nadgodzin i od lat dusi się w garniturze. Trudno mu przyjąć, że na wolność, swobodę nonszalanckiego wypowiadania własnego zdania, dobre wynagrodzenie nie trzeba sobie zapracować metodą „krew, pot i łzy”. Bo młodzi z pokolenia Y mają wysokie poczucie własnej wartości i świadomość swoich praw. Nie szukają autorytetów. Są bardzo dobrze wykształceni i wiedzą, że o pracę mogą właściwie starać się na całym świecie. Dlatego o wiele pewniej czują się we własnej skórze, są silniejsi psychicznie, więcej chcą od życia, a ich wymagania wobec pracodawcy są naprawdę wysokie. „Chcą pożyć”. Z tego powodu też nie są lojalni wobec pracodawców – zupełnie nie interesuje ich stabilna praca na wiele lat i bez żalu zmienią ją na inną, jeśli da im to większe pieniądze.

Pokolenie Y to ludzie nieuznający hierarchii, uważają ją za idiotyzm. Dlatego z trudem znoszą niepisane reguły dostępności (a raczej niedostępności) prezesa. Przełożonych traktują jak równych sobie i nie pozwalają się wykorzystywać. Są bezpośredni, zuchwali, bez kompeksów. Stąd niemiłe im jest pojęcie „zwierzchnik”, a o sobie myślą „pracownik, specjalista, współpracownik”, nie „podwładny”.

Pokolenie Y – chyba mogę to stwierdzić bez lęku o popełnienie nadużycia – to ludzie funkcjonujący w świecie „algorytmów”, schematow działania, standardów. To pewna sprzeczność – ponieważ jednocześnie chcą swobody, z którą nie bardzo umieją się obchodzić. Bywa, że brakuje im samodzielności w podejmowaniu decyzji (kłaniają się mamusie i tatusie, dodatkowe zajęcia po szkole, monitorowanie dziecka przez całą dobę przez doroslych), zdarza się też, że ich pomysły zupełnie nie uwzględniają realiów – ani biznesowych, ani społecznych.

Zarządzić pracownikiem z Pokolenia Y nie jest łatwo, jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do hierarchii, do przekonania, że szef „ma władzę”. Nie znajdziemy zrozumienia u Pokolenia Y stosując klasyczne metody zarządzania. Ale… można inaczej.

Rzucanie intelektualnego wyzwania, wyrażanie partnerskiego uznania, tworzenie enklaw pozwalających na wykonywanie pracy w ich własnym rytmie i wg własnych reguł, ale przy założeniu, że cele są jasne i precyzyjnie omówione – to sposoby, które wydają się sprawdzać w przypadku młodych ludzi z Pokolenia Y. Nasi menadżerowie stoją przed nie lada zadaniem – jak okiełznać i ukierunkować zuchwały potencjał, którey wzrastał inaczej, niż oni….

Obszerniejszy raport dotyczący pokolenia Y zamieściła Joanna Solska 13 X 2009 r. na portalu polityka.pl.